Rozdział Świąteczny
One shot: Wigilia
24.12.2016
- Wyjdę na jakiegoś pomyleńca jeśli powiem, że nie lubię świąt? - spytał zza moich pleców Mike. Odwróciłam się do niego i spojrzałam, jak biedak próbuje rozplątać splątane lampki.
- Nie ty jeden. - Rzuciłam mu zmęczone spojrzenie.
Od kilku godzin męczymy się z udekorowaniem korytarzy. Nasi mistrzowie stwierdzili, że to będzie odpowiednia kara za ostatnie wybryki. Co najgorsze przydzielili nam wszystkie przejścia i hole na piętrze padawanów, a było ich przesadnie dużo. Za pewne się spytacie co jest złego w ubieraniu choinek i wieszaniu ozdób, a więc odpowiem. Wszystko. To bardzo męczące ciąganie tych wszystkich kartonów i wieszanie tego. Na początku może i było śmiesznie czego dowodem jest, że na szyi mam powieszoną bombkę, na głowie rogi renifera, a na Miku są popowieszane łańcuchy. Ale to było dawno, jakieś 7 godzin temu.
- Ostatni hol - powiedziałam, padając na kolana przed pudłem ozdób.
- Dzięki Bogu - westchnął chłopak i jakby nabrał sił, bo zaczął szybciej pracować. Nie pozostałam dłużna i także wzięłam się w garść, bo skończenie tego pomieszczenia oznacza koniec męczarni.
Kiedy już prawie kończyliśmy usłyszeliśmy kroki, więc zerknęliśmy w tamtą stronę. Przechodziły dwie roześmiane padawnki, gdzieś na oko w naszym wieku.
- To wy ubieraliście korytarze? - spytały uśmiechnięte. Obie miały na głowach czapki mikołajów.
- Tak, to dzieło naszych rąk - Uśmiechnął się dumnie Mike. Dziewczyny jak na zawołanie zaczęły chichotać.
- Są piękne - powiedziały chórem.
- Nie tylko one. - Puścił im oczko, a one się zarumieniły i odeszły chichocząc.
- Serio? - rzuciłam mu spojrzenie pełne politowania, kiedy zniknęły z naszego pola widzenia - musiałeś?
- Były ładne. - Posłał mi jeden z tych swoich uśmiechów.
- Cokolwiek - odpowiedziałam - ostatnia gwiazda. Zawieś. - Dałam mu do ręki wielką złotą gwiazdę na czubek choinki.
- Czemu nie ty?
- Jestem za niska - odpowiedziałam na jego pytanie pakując pudła. Poczułam szum za moimi plecami, ale zanim zdążyłam się odwrócić coś poderwało mnie do góry.
- Mike - krzyknęłam i trzepnęłam go w ramię. Chłopak nic sobie z tego nie zrobił i usadził mnie sobie na baranach, podając gwiazdę.
- Ty zawieś. - Podszedł bliżej choinki, a ja próbowałam nie spaść z niego. Kiedy był wystarczająco blisko zawiesiłam czubek na choinkę.
- Alleluja - stwierdziłam, gdy postawił mnie na ziemi. Zerknęłam na wiszący zegar, który był w tym momencie ozdobiony czerwonym łańcuchem.
- Zajęło nam to 8 godzin - odezwał się Mike, czytając mi w myślach.
- Brawo my.
- Brawo my.
Osiem godzin, więc była dopiero 18, a nam zostały 3 godzinny do wigilii. Najchętniej poszłabym spać i spać, ale nie chciałam marnować tego dnia. Wystarczyło mi, że zamiast się świetnie bawić musiałam udawać jakiegoś stroiciela i dekoratora. Zrzuciłam wiszące na mnie ozdoby do pudła, a Mike zrobił to samo. Kartony wepchaliśmy do koszy na śmieci i ruszyliśmy w stronę schodów. Cóż nasze wysiłki nie poszły na marne. Korytarze wyglądały jakby sam Mikołaj się na nie zesrał ozdobami. Zeszliśmy na parter, gdzie w przeciwieństwie do naszego zielonego piętra panowała czerwień. Jakby czytając sobie w myślach postanowiliśmy wyjść ze świątyni.
Na zewnątrz w pobliskim mieście spotkaliśmy grupkę padawanów. Ten dzień wszyscy uczniowie mieli wolne, dlatego adepci bawili się w ogrodach świątyni, a padawani ze względu, że byli starsi mogli udać się poza mury.
Dołączyliśmy do tamtej grupki i poszliśmy się zabawić przez najbliższe dwie godziny. Później byliśmy zmuszeni do powrotu, bo każdy chciał się przyszykować na przyjęcie.
A więc Jedi są surowi w zasadach, ale w to święto robią wyjątki. Dlatego w tym dniu nie obowiązują szaty, ale eleganckie stroje. Cóż dochodziła 20:00, więc wyszłam z pokoju i pobiegłam do Marie. W jej pokoju już były wszystkie osoby i przyszłam jako ostatnia. W środku łącznie ze mną było nas pięć. Ja, Marie, Asli, Neassa oraz Muirrean. Ja oraz dziewczyny jesteśmy przyjaciółkami, co prawda najbardziej przyjaźnie się z Mikiem, ale zwariowałabym gdybym przebywała tylko z nim. Marie miała największy pokój dlatego postanowiłyśmy się przygotowywać u niej.
Marie jest człowiekiem, wysoką rudowłosą dziewczyną o zielonych oczach i piegach. Jest wysoka oraz szczupła.
Asli jest mieszanką człowieka i dathomiranki, dlatego jej kolor skóry jest żółto-kremowy. Jest śliczna, miała długie do połowy pleców czarne włosy oraz czekoladowe oczy.
Neassa jest drobną dziewczyną o blond włosach oraz błekitnych oczach. Jej skóra jest bardzo jasna, ponieważ pochodzi z pustynnej planety Tatoinne.
Murieleen jest z rasy Noghri, czyli przypomina człowieka, ale jej skóra jest szara oraz jest mocno umieśniona. Mimo to jest bardzo ładna.
No i oczywiście ja, jako jedyna nie przypominam z wyglądu człowieka, ale Muri i Asli także nimi nie są, więc się tym nie przejmuję.
W pokoju trwały przygotowania pełną parą. Na łóżku leżało mnóstwo sukienek, spódnic i tunik, a ja nie widziałam żadnych spodni. Rozmawiałyśmy o wszystkim, o imprezie, innych padawanach, o mojej karze z Mikiem i o wszystkim o czym się dało. Marie która nie wiadomo skąd wzięła te wszystkie suknie, zaczęła się bawić w projektantkę i dobierała nam stroje. Na pierwszy ogień poszła Asli, która w rezultacie końcowym miała czarną obcisłą sukienkę do kolanach z dekoltem oraz rozpuszczone włosy. Neassie zrobiłyśmy kłosa oraz wepchałyśmy ją w szarą sukienkę z rozkloszowanym spodem. Marie założyła czerwoną sukienkę, która podkreślała jej pomarańczowe włosy, które upięła w luźnego koka. Muri założyła granatową tunikę bez dekoltu, a do tego czarne rajstopy. I na sam koniec zostałam tylko ja. Poinformowałam, że chce spodnie, ale najzwyczajniej w świecie cała czwórka mnie zignorowała.
- Ej! Dziewczyny, ja na serio chce spodnie - powiedziałam twardo, przerywając im przykładanie do mnie materiałów.
- Ahsoka, kiedy miałaś na sobie ostatni raz coś innego niż spodnie? - zapytała Marie.
- Lub leginsy - dodała Asli.
- Nigdy - powiedziałam choć to nie była prawda. Nosiłam sukienki kiedy nie byłam jeszcze w zakonie, ale to było dawno temu.
- Dlatego to zmienimy - stwierdziła Muri, a Neassie zapiszczała jak mała dziewczynka z podekscytowania.
Stawiałam się cały czas mówiąc, że nie założę sukienki, ale one mnie zignorowały. Nawet nie chciałam myśleć jak skomentuje to mój mistrz, albo Mike. Ja nigdy nie miałam na sobie sukienki, reszta dziewczyn nosi je od święta, ale ja nie. Byłam pewna że założę prostu jakieś czarne spodnie i tunikę, a one chcą mnie w sukienkę wcisnąć. Po moim marudzeniu w końcu się poddałam i założyłam krótką sukienkę, która kończyła mi się przed kolanami. Była na ramiączkach i miała średniej wielkości dekolt. Była z jedwabnego jasno fioletowo-błękitno-szarego materiału.
- Nie wyjdę w tym! - krzyknęłam do dziewczyn, które czekały pod drzwiami.
- Wychodź, albo wyważymy drzwi - zaszantażowała Muri.
- Nie mój pokój, nie moje drzwi. Wyważaj - odkrzyknęłam.
- Ahsoka - krzyknęły w czwórkę i aż odskoczyłam. Nie żebym się ich bała, ale cztery wściekłe padawanki to gorsze niż cała armia separatystów.
- Już, już - mruknęłam i otworzyłam drzwi.
- Wow. - Otworzyły usta i się we mnie wpatrywały.
- Zastanawiałyście się nad założeniem chóru? - zaśmiałam się.
- Wszyscy padną jak cię zobaczą. Czemu już wcześniej cie nie wcisnęłyśmy w sukienkę? - spytała blondynka.
- Bo wtedy miałam jeszcze jakieś prawo głosu. - Posłałam jej złowrogie spojrzenie.
Jeszcze przez chwilę się przekomarzałyśmy, aż w końcu któraś z nas się zorientowała, że jesteśmy już spóźnione. Była 21:13, więc szybko wybiegłyśmy co nie było zbyt dobrym pomysłem, ponieważ wszystkie miałyśmy szpilki.
Ale w końcu po paru wypadkach dotarliśmy do odpowiedniej sali o 21:35. Jak się okazało spóźniła się większość padawanek, adetep i mistrzyń.
- Cóż płeć żeńska lubi się spóźniać - mruknęłam do dziewczyn, które się zaśmiały.
Wypatrzyłam w tłumie mojego mistrza, siedział obok Kenobiego, a niedaleko nich Mike. Jak się okazało mistrzowie dziewczyn też siedzieli blisko nich.W przeciwległym kącie sali wypatrzyłam moich innych znajomych, więc poprosiłam dziewczyny by zajęły mi miejsce, a ja poszłam do przyjaciół.
- Wesołych świąt debile - rzuciłam, kiedy stanęłam obok nich. Jak na zawołanie obrócili się w moją stronę i ich zamurowało. Poczułam się niekomfortowo, bo liczyłam, że mi odpyskują... Zabije dziewczyny za tą suknie.
- Ahs... - zaczął mówić Ron, ale zabrakło mu chyba słów.
- Okej, okej - podniosłam ręce - rozumiem aluzję, że nie chcecie mnie widzieć. Pójdę sobie.
- Nie.
- Stój.
- To nie tak. - Zaczęli mówić jeden przez drugiego, a ja się zaśmiałam. Wiedziałam, że nie o to im chodziło.
- Wyglądasz po prostu inaczej - stwierdził jeden z nich.
- Inaczej? - spytałam niepewnie.
- Ładnie - wytłumaczył.
- Dzięki. Czyli na co dzień wyglądam brzydko? - Uniosłam brew. Lubie się z nimi droczyć.
- Nie. Wyglądasz wow - powiedział Zack, a reszta mu przytaknęła.
Porozmawiałam z nimi chwilę, a później musiałam wrócić do mojego stolika. Spostrzegłam wolne miejsce między Mikiem, a Asli. Nadzwyczajnie w świecie tam podeszłam i usiadłam. Mike kiedy mnie zobaczył zaniemówił. A dziewczyny zaczęły się śmiać.
- Wow Mike, zawsze pragnę byś przestał gadać. Kiedy bym wiedziała, że wystarczy założyć sukienkę na pewno zrobiłabym to już wcześniej. - Szturchnęłam go w ramię i spojrzałam w prawo na mojego mistrza. Też się na mnie patrzył podobnie jak Mike. Anakin siedział 5 osób dalej ode mnie, ale po drugiej stronie.
Wigilia zaczęła się z opóźnieniem, bo dopiero o 22. Czas na łamanie się opłatkiem. Wstałam od stołu i jak zawsze najpierw dzieliłam się z Mikiem.
- A więc życzę Ci abyś coraz częściej nosiła takie sukienki, bo gdyby nie to, że wszyscy tu są to brałbym cię na tym stole - powiedział, a ja wybuchłam śmiechem i urwałam kawałek opłatka.
- Ja ci życzę jeszcze więcej napalonych padawanek, które czekają teraz w kolejce do ciebie. - Puściłam do niego oczko. Pocałował mnie w policzek co było zaskoczeniem, a ja się do niego przytuliłam by zakryć rumieńce.
- Co ty na zakład? - wyszeptał mi do ucha.
- Cokolwiek. Wchodzę to - odszeptałam. Mike szybko wytłumaczył mi o co chodzi, a ja myślałam, że go za strzele.
- Już przegrałaś - rzucił odchodząc.
- Zobaczymy jeszcze - mruknęłam i poszłam składać życzenia dziewczynom i znajomym przy okazji informując ich o zakładzie. Na sam koniec łamałam się opłatkiem z moim mistrzem.
- Rycerzyku. - Posłałam mu złe spojrzenie.
- Smarku, co to spojrzenie? - spytał, unosząc brew.
- Oznacza ono, ze mam debilnego mistrza, który kazał mi w święta ubierać korytarze. - Założyłam ręce na piersi, a Skywalker się zaśmiał.
- Mam rozumieć, że się podobało?
- O i to jeszcze jak - westchnęłam jak gdybym właśnie wspominała najlepszą rzecz na świecie - dziękuje ci Mistrzu. Dałeś mi szanse na pieprzenie się z Mikiem w pustych korytarzach. - Złapałam się za serce, a mój mistrz natychmiast przestał się śmiać. Jego twarz była teraz poważna.
- Żartujesz? - Mierzył mnie wzrokiem.
- Nie no co ty. Uprawiałam seks z najlepszym przyjacielem na korytarzu. - Przewróciłam oczami, a Anakin wypuścił wstrzymywane powietrze.
- Nie żartuj tak smarku. - Uśmiechnął się.
- A co jeśli nie żartuje?
- Wtedy niech Mike ucieka na koniec galaktyki, ale i tak go złapie i nogi z dupy powyrywam - mówił, a ja wybuchłam śmiechem. Wyciągnęłam opłatek w jego stronę, bo po coś tu jednak jestem.
- Życzę ci mistrzu, abyś nie był taki sztywny, umiał się bawić, abyś czasami mnie słuchał. Doceniał to, że masz taką zarąbistą padawankę...
- Może mam jeszcze nie robić treningów? - spytał wpychając się do mojej listy życzeń.
- No to nie byłoby takie złe. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Oj smarku, smarku. A ja ci życzę byś nie była taka smarkata, byś czasami mnie słuchała i nie pyskowała. Abym nie miał z tobą tak wielu problemów...
- To weź se lepiej nową padawankę znajdź - mruknęłam pod nosem.
- Ale wtedy to nie byłby mój smarkuś. Wesołych świąt Ahsoka.
- Wesołych świąt mistrzu.
Wszyscy zaczęli zasiadać do stołu, więc my także siedliśmy. A ja podczas jedzenia barszczu cały czas obmyślałam jak wygrać. W końcu wpadłam na pomysł.
- Mistrzu, mam wiadomość - odezwałam się w odpowiednim momencie - Jestem w ciąży.
Mój mistrz, jak na zawołanie wypluł cały barszcz na mistrzynie siedzącą przed nim. A ja tylko na to czekałam.
- Wygrałam - krzyknęłam radośnie, przybijając piątki z dziewczynami - płać przegrywie.
Mike z naburmuszoną miną spojrzał na Anakina, a później na mnie i położył na stole woreczek z kredytkami.
- Musiał mistrz - powiedział pod nosem niezbyt zadowolony, ale trochę się jednak śmiał.
- A i to był żart. - Odwróciłam się szybko do rycerzyka, aby wytłumaczyć mu, że jednak w ciąży nie jestem.
- Nie śmieszny - rzekł, ale na jego twarz wkradł się mały uśmieszek. Posłałam jeszcze pełne śmiechu spojrzenie mistrzyni, która została opluta barszczem. Kobieta śmiała się i nie miała najwidoczniej mi tego za złe.
Reszta wigili przebiegła w radosnej atmosferze. Pod koniec wszyscy dawali sobie prezenty. Od dziewczyn dostałam różne pierdółki: kosmetyki, nowe rękawiczki. Ja im zresztą też takie rzeczy kupiłam. Od mistrza dostałam nowy komunikator, a ja mu dałam nasze wspólne zdjęcie. Na sam koniec przyszedł czas na Mike'a. Mieliśmy tradycję, że kupujemy sobie beznadziejne i głupie prezenty i wygrywa osoba która dała gorszy prezent. Szczerzyłam się jak idiotka trzymając mój prezent za plecami.
- Szykuj się na przegraną - powiedział podchodząc do mnie.
- To samo mówiłeś z zakładem. Niestety teraz nie masz szans wygrać. Zaczynaj. - Kiwnęłam głową, że on pierwszy.
Wyciągnął małe pudełeczko i dał mi je. Otworzyłam pokrywkę i zobaczyłam gumki do włosów. Zaczęłam się śmiać. Do kolorowych gumek była dołączona karteczka.
- Abyś miała czym związać swoje bujne kudły xx Mike - przeczytałam na głos.
- Podoba się? - spytał z chytrym uśmieszkiem.
- Debil - odpowiedziałam i podałam mu mój pakunek - Proszę.
Chłopak od razy zerwał kolorowy papier i trzymał w ręce wielkie bokserki, a ja zaczęłam się śmiać.
- Li... Li.... Liścik... - powiedziałam podczas napadów śmiechu, chłopak jedynie na mnie spojrzał bo jeszcze nie wiedział co go spotka.
- Na życzenie gatki Windu dla przyjaciela - przeczytał i zaczął analizować. Kiedy zrozumiał co się stało rzucił nimi o ziemie.
- Dałaś mi majtki mistrza Windu?! - Wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.
- Niespodzianka! - krzyknęłam.
- Jesteś genialna - zaczął się śmiać - ale za rok nie wygrasz.
- Mammy remis 5:5 - powiedziałam.
- Ej, już 10 razy razem obchodziliśmy święta - powiedział z niedowierzaniem Mike.
- Ale ten czas szybko leci, a nie dawno byłeś jeszcze Mikusiem bomblusiem. - Posłałam mu buziaka i zaczęłam przed nim uciekać, bo wiedziałam, że nie podaruje mi tej ksywki.
Wesołego Karpia!
Wesołych Świąt!
Mamy rozdział świąteczny!
Długi, bo wyjątkowy!
NMBZW