Rozdział przedświąteczny
One Shot: Łyżwy
- Debil - krzyknęłam, upadając ponownie na twardy lód.
Usłyszałam jedynie śmiech i po chwili obok mnie zatrzymał się Mike. Śmiał się, patrząc na mnie z góry. Odkąd weszliśmy na to głupie lodowisko wywróciłam się już z 20 razy, a on jeszcze ani razu. Wyciągnął do mnie rękę, a ja niechętnie ją przyjęłam. Ostrożnie stanęłam na lodzie i mocno trzymałam się dłoni przyjaciela, aby uniknąć ataku mojego obecnego wroga. Niestety i tak mi się nie udało. Lewa łyżwa niebezpiecznie pojechała do przodu, a prawa do tyłu. Zachwiałam się i zaczęłam spadać do tyłu. Tylko, że tym razem pociągnęłam za sobą Mike, który tuż przed zetknięciem się o lód obrócił nas tak, że to ja upadłam na niego, a nie na odwrót.
- Ałł... - jęknął przeciągle szatyn i tym razem ja się zaczęłam śmiać.
- Teraz wiesz jak ja się czuję cały czas. - Pokazałam mu język i siadłam na nim okrakiem nadal się śmiejąc.
- Wiesz zamiast się ze mnie śmiać powinnaś mi podziękować, bo uratowałam cię przed ponownym upadkiem - powiedział, podpierając się rękami.
- Nie znoszę lodu. - Zsunęłam się z niego i próbowałam samodzielnie wstać.
Mike kiedy tylko poczuł, że z niego zeszłam bez problemu wstał i zaczął wokół mnie jeździć. Wiedziałam, że żeby mi pomógł będę musiała go o to poprosić, ale nie ma takiej opcji. Odjechał na chwilę by objechać całe lodowisko, a ja bezskutecznie próbowałam wstać. Nagle poczułam dwie ręce na mojej tali, które postawiły mnie na nogi i przytrzymały. Kiedy przystosowałam się do lodu po woli odwróciłam się do mojego wybawcy. Wiedziałam, że nie był to Mike, bo nie wróciłby tak szybko.
- Dziękuje - powiedziałam - bardzo mi pomogłeś.
- Nie ma za co - odpowiedział wysoki blondyn i puścił mi oczko - a i masz uszkodzoną łyżwę, więc sobie nie pojeździsz.
- Co?! -krzyknęłam z niedowierzania i poczułam jak tracę grunt pod nogami. Zamknęłam oczy czekając na nieuniknione, ale jedyne co poczułam to to, że odzyskuje równowagę.
- Odeskortuje cię do wyjścia - zaśmiał się chłopak.
- Dzięki - uśmiechnęłam się rumieniąc, ale on zapewne tego nie zauważył, bo było mega zimno i wszyscy mieli zaróżowione policzki.
Chwycił mnie za ręce i zaczął jechać tyłem. Bałam się, że wpadnie na kogoś, ale on spokojnie pokonał całe lodowisko, robiąc przeróżne manewry. A ja zapragnęłam zabić Mike za to, że dał mi uszkodzone łyżwy. Kiedy dojechaliśmy do końca chłopak pomógł mi wyjść na specjalną amortyzującą matę, a ja mu jeszcze raz podziękowałam.
- Wesołych świąt Jedi - rzucił i szybko odjechał. A ja stanęłam jak wryta z otwartymi ustami. Skąd wiedział, że jestem Jedi? Spojrzałam na swój strój i mój miecz był ukryty pod płaszczem, więc go nie mógł widzieć.
Stałam tak dobrą minutę aż jakaś pani z dzieckiem poprosiła bym się przesunęła. Potrząsnęłam głową, a mała warstwa śniegu na moim lekku spadła na ziemie. Powoli poczłapałam do ławki by zdjąć to cholerstwo. Oddałam łyżwy do wypożyczalni, informując pracowników o zepsutym sprzęcie. Kiedy wyszłam z powrotem na zewnątrz wpadłam na Mike i oboje wywróciliśmy się na ziemie. Ja zaczęłam się śmiać, ale Mike szybko wstał i mnie podniósł stawiając na ziemi.
- Gdzie byłaś?! - krzyknął zdenerwowany.
- Wiesz zostawiłeś mnie na środku lodowiska całkiem samą z uszkodzoną łyżwą musiałam sobie jakoś poradzić - zaczęłam mówić jak małe dziecko przy okazji wydymając wargi.
- Mogłaś zaczekać, wróciłbym po ciebie - powiedział obejmując mnie ramieniem i ciągnąc w kierunku wyjścia. A przed tym prosząc jakiegoś człowieka idącego do wypożyczalni o oddanie jego łyżew.
- Spoko, ktoś inny zastąpił cię i stał się moim rycerzem na białym koniu - uśmiechnęłam się - a może powinnam była powiedzieć na białych łyżwach?
- Tylko się nie zakochaj skrzacie. - Trzepnął mnie w tył głowy na co posłałam mu krzywe spojrzenie.
Postanowiliśmy wracać już do świątyni dochodziła 23, a my wymknęliśmy się z zakonu jakieś 8 godzin temu. I teraz błagam w myślach by nasi mistrzowie nie zauważyli naszego zniknięcia. Kiedy dotarliśmy pod bramę specjalnie obeszliśmy ją dookoła aż trafiliśmy na wielkiego krzaka. Szybko w niego weszliśmy i przepchaliśmy się przez dziurę w ogrodzeniu. Było to tajne wyjście padawanów. Z obu stron był gęsty krzak, który idealnie zakrywał przejście. Pobiegliśmy później prosto do wejścia. Mike otworzył wielkie wrota i weszliśmy do już słabo oświetlonego przedsionka, które o tej godzinie powinno być puste. Kiedy tylko weszliśmy światła się nagle zapaliły, a przed nami stanęli nasi mistrzowie.
- Obstawiam, że jednak zauważyli nasze zniknięcie - szepnęłam do Mike'a.
- No co ty nie powiesz. - Usłyszałam jego sarkastyczną odpowiedź.
- Mistrzowie - powiedzieliśmy równo.
Obi-wan Kenobi i Anakin Skywalker podeszli do nas i stanęli naprzeciwko nas. Widziałam, że nie byli zbytnio szczęśliwi.
- Co mistrzowie tutaj robią? - zapytałam próbując odwrócić od nas uwagę co wiedziałam, że się nie uda.
- Jest późno nie powinno mistrzów tu być - dodał Mike nie dobierając zbyt uważnie słów. Posłałam mu złowrogie spojrzenie, a on dopiero wtedy zrozumiał co zrobił.
- Właśnie jest już dość późno - stwierdził mistrz Mike'a z naciskiem na słowo ''dość''.
- Dlatego powinniśmy wracać już do swoich pokoi - powiedziałam na jednym wydechu i już miałam odejść, ale moją drogę zagrodził Anakin.
- Nie chcecie nam opowiedzieć o waszej nocnej przygodzie? - spytał Skywalker.
- E tam - machnął lekceważąco ręką Mike - żadna tam przygodna. Nie ma nic ciekawego do opowiadania.
- Nie będziemy przeszkadzać. Pójdziemy już. - Uśmiechnęłam się z nadzieją, że nas puszczą.
- Gdzie byliście? - odezwał się poważnie mistrz Kenobi.
Nigdy nie potrafiłam wyczuć granicy, kiedy przestać się wydurniać, więc tym razem liczyłam, że Mike się odezwie, ale on chyba czekał na mnie.
- Ahsoka? - dodał z naciskiem mistrz.
- O ja? - zaczęłam zgrywać idiotkę - byłam pewna, że mówił mistrz do Mike'a.
- Do mnie? - odpowiedział zdziwiony też zgrywając idiotę - byłem pewny, że do ciebie.
- Możecie się w końcu przestać wydurniać i powiedzieć gdzie byliście - rzekł twardo rycerzyk.
- W mieście - odpowiedzieliśmy chórem.
- Dobrze wiecie, że padawani nie mogą opuszczać murów świątyni bez wiedzy mistrzów... - zaczęli nas instruować byli bardzo źli. Ale mimo to jakoś nie za bardzo ich słuchałam i szukałąm sposobu na uniknięcie odpowiedzialności.
- A więc jako, że nas nie posłuchaliście będziecie musieli...
- Stop! - przerwałam mojemu mistrzowi wlepianie nam kary, wpatrując się w zegar - 30 sekund.
Spojrzeli na mnie, jak na dziwaka łącznie z Mikiem. Jednak chłopak zorientował się szybko do czego dążę i także patrzył na wiszący zegar.
-Co...? - zaczął mówić Obi-wan.
- 20 - przerwał mu jego padawan. Cóż zbytnio grzecznymi padawaniami to my nie jesteśmy. Po chwili Anakin stracił cierpliwość.
- Dosyć. Waszą karą będzie...
- Święta! - krzyknęliśmy wlepiając wzrok w zegar.
- Północ - wytłumaczyłam szybko - są święta, a w święta nie możecie nas karać, bo..
- To dzień radości i pojednania - dokończył za mnie przyjaciel.
- A więc dobranoc i wesołych świąt - krzyknęłam i złapałam Mike'a za rękę ciągnąc w kierunku naszych kwater. Zostawiliśmy zdezorientowanych mistrzów za sobą. Nie miałam zamiaru z nimi zostawać, ponieważ nie istniała żadna zasada, że nie mogą nas ukarać w święta.
Szybko dotarliśmy na nasze piętro mocno dysząc. Zatrzymaliśmy się w korytarzu, który swoją drogą wyglądał jakby elf się zrzygał. Wszędzie zielone łańcuch, czerwono-zielone skarpety na prezenty, wiszące lampki i inne pierdoły.
- Wygląda jak...
- jakby elf się zesrał? - dokończyłam za Mike'a.
- Tak. To określenie pasuje.
- Wesołych świąt Mike - rzuciłam idąc w kierunku mojego pokoju.
- Wesołych świąt Ahsoka!
---
Rozdział przed świąteczny!
Wesołych świąt skrzaty!
Wszystkim którzy to czytają życzę:
- Zdrowia
- Szczęścia
- Pomyślności
- Dużo pieniędzy
- Prawdziwej miłości
- Wesołego karpia
- Abyście ten czas spędzili w gronie najbliższych
WESOŁYCH ŚWIĄT
Jutro zapewne dodam rozdział świąteczny :)
NMBZWW
Supi one shot :D od razu mi sie przupomnial moj wypad na lyzwy. Ta... tez sie z 20 razy wywalalam xD
OdpowiedzUsuń